Jeszcze jeden temat do sprostowania - Antonio, moczu nie piłam dla smaku i przyjemności, jak jakiegoś dodatku potrawy. Tak wynika z Twoich słów.
Nadmieniłam o jego smaku dlatego, że wiele osób się brzydzi tego, a wtedy mocz nie odrzuca ani zapachem, ani smakiem, jest prawie jak woda, jakby z olejkiem eterycznym głównego składnika soku.
Mocz jest tu istotnym elementem terapii, można powiedzieć, że najważniejszym.
Poza tym coś jest w tym smaku, bo jak już się ma w miarę czyste ciało i nie usuwa się sól oraz prawie nie wydziela żółć... to w pewnym momencie jest doznaniem prawie "mistycznym". Kto nie poznał tego rodzaju terapii (choćby nawet teoretycznie), ten niech sobie drwi. Mocz będąc wtedy czymś w rodzaju czystego osocza powoduje odczucie jakby się piło mleko, ale nie zwyczaje, a mleko matki... Tylko tak to umiem opisać nieudolnym językiem ludzkim. Dodatkowo jakieś poznanie siebie się odzywa, dziwne połączenie ze sobą, błogość.
Edycja: A jak się żre mięcho, poprawia nabiałem, stosuje różne używki - np. kawa (nie wspomnę o papierochach i alkoholu, bo wtedy moczu pić nie wolno), to smak jest obrzydliwy, gorzki, słony, kwaśny, wszystko w jednym i śmierdzi. Normalka dla znacznej części społeczeństwa. Wtedy w ogóle nie warto się leczyć moczem (już bez oglądania się na smak).