A ja przeczytałam petycję i widzę, że ona za bardzo to się niestety kupy nie trzyma.
Ziołolecznictwo jest tożsame z fitoterapią i jest częścią oficjalnej medycyny, a zioła są w farmakopeach. Nie rozumiem rozdzielenia ziołolecznictwa od fitoterapii w petycji. Jest problem z porządnymi surowcami, jest problem z nie/wiedzą wśród lekarzy, ale podstawa do wypisania recepty na zioła przez lekarza jest. Lekarz ma prawo stosować ziołolecznictwo w zakresie farmakopealnym bez niczyjej łaski, petycji i pozwoleń.
Dalej: akupunktura jest uznaną metodą terapeutyczną w medycynie oficjalnej, tutaj też niczyjej łaski nie trzeba. Najwyżej należy w końcu zorganizować porządny system szkolenia lekarzy i pielęgniearek. Terapia neuralna to w zasadzie odmiana akupunktury - człowiek ze strzykawką musi wiedzieć, co robi.
Nie rozumiem, dlaczego z medycyn egzotycznych została wyróżniona akurat chińszczyzna.
Chiropraktyka - tutaj jest problem bardziej z brakiem fachowców i systemu szkolenia, niż czyichś pozwoleń. Kiedyś, za kumuny (fuj!) nawet w Polsce została wydana całkiem spora książka dla lekarzy "terapia manualna", tłumaczenie z czeskiego.
To samo dotyczy braku systemu szkolenia fachowców w apiterapii i hirudoterapii, a nie niewiary medycyny w zalety miodu, jadu pszczelego czy hirudyny.
Medycyna ortomolekularna - to jest jakiś miks ideologii z witaminami o marketingowej nazwie. Lekarz ma prawo zalecać pacjentowi tyle witamin, ile uzna za stosowne, bez petycji, łaski i pozwoleń. Jest problem nie/wiedzy wśród lekarzy o dietetyce i witaminach, ale robienie z tego ideologii jest dziwne. W tej ideologii jedno jest groźne: bezdyskusyjne dopuszczenie mieszania witamin z chemioterapią nowotworów. Jeśli się wchodzi w drogę chirurgiczno-chemiczną, to rządzi onkolog. Zioła, witaminy, minerały w takim wypadku mogą być stosowane tylko po uzgodnieniu z onkologiem.
Medycyna antropozoficzna posługuje się swoimi pojęciami i lekami, które są jednak dopuszczone w Unii Europejskiej, więc żadna izba lekarska nie może się przyczepić.
Co nam zostaje z tego miksu? Homeopatia jako coś na granicy psychoterapii i rzeczy na zdrowy rozum niemożliwych. Jeśli jednak to nie działa, to czym się martwić? Przecież nie zaszkodzi, bo nie działa. A jeśli działa jako placebo, to nie ma też się czym martwić. Statystycna skuteczność ok 14% to niezły wynik terapeutyczny.
Jest lista leków refundowanych, a wszystko spoza niej nie jest refundowane.
Nie można sobie wyobrazić, że lekarz część wizyty, w czasie której wypisuje antybiotyk ma refundowaną z NFZ, a część wizyty, w czasie której wypisuje witaminę C, probiotyk, rumianek i szałwię, to już pacjent ma wyciągnąć gotówkę z kieszeni.
Co, jeśli jednak pacjentowi coś zaszkodzi? Martwimy się biednym lekarzem. Ale jeśli zaszkodzą zioła od zielarza? Albo chiropraktor - samouk poprzestawiał kręgosłup? Albo ktoś dostał wstrząsu po jadzie pszczelim?
Trzeba się ubezpieczać - nie w ubezpieczalni, ale w zdrowym rozumie. Mam wątpliwości, to się nie dotykam.
Lekarz ma przynajmniej nie szkodzić. Od ratownika też nie wymaga się poświęcania życia w beznadziejnej sytuacji.
Ja petycji nie podpisałam nie z powodu pana Zięby i jego pogladow na temat leczenia zatruć grzybami za pomocą witaminy C, ale z powodu tego, że sie autorzy zbytnio pośpieszyli, zamiast rozsądnie ją skonsultować z różnymi ludźmi. Pomysł jest dobry, ale się pośpieszyli i wyszło bez sensu.
Pozdrowienia :-)