Problemem jest tylko to, że na usługach są politycy ze swoimi uzbrojonymi i nieuzbrojonymi formacjami dla dobra narodu, czyli wojskiem, policją, nadzorem farmaceutycznym, badaniami klinicznymi, prestiżowymi poblikatorami i tak dalej. Niestety, nie wystarczy opatentować lekarstwo na raka czy AIDS (czy w Polsce technologię jego wytawarzania) - to jest pikuś. Załatwić wszystkie papiery by oficjalnie dopuścić lek do użytku - to dopiero jest sztuka zajmująca czas i energię. A potem i tak się okaże, że wyniki badań klinicznych są selekcjonowane, raporty są pisane na zamówienie, negatywne wyniki testów wkazujące na skutki uboczne są odrzucane (marudy nie muszą pracować w sponsorowanej instytucji) i tak dalej. Ostatnio nie ma tygodnia, by się nie okazało, że znów był jakiś przekręt przy badaniach klinicznych i ich publikacjach ileś lat temu.
Zarabia środowisko "naukowe", urzędnicy i ich mocodawcy - politycy.
W sumie byłoby znacznie prościej, gdyby firma miała tylko udowodnić nieszkodliwość substancji, a jej działanie lecznicze. Tak, jak to się dzieje przy lekach homeopatycznych.
Pozdrowienia :-)