"Muszę przyznać, że utrzymywanie rocznego dziecka bez mleka brzmi horrorystycznie. To co to dziecko w tym wieku je? Cukier i mąka to pikuś, ale jak bez mleka? Na normalne pożywienie dorosłych jest raczej za wcześnie."
W tej kwestii mam praktyczne doświadczenie. Mam wnuka, który był karmiony piersią przez kilka tygodni ale się skończyło. Mleko w proszku (chyba ono) wywołało wysypkę, lekarz przepisał "wybitne mleka" o wysokim stopniu hydrolizy, wszystkie jakie były dostępne w aptece. Ale pozytywnych skutków nie było.
Objawy: zaczerwienione, swędzące, kostropate cała buzi nawet powieki, prawie cała skóra na główce i tam dodatkowo straszliwa ciemieniucha, wprost cieknący łojotok; cała skóra dzieciątka jakby podsypana kaszką od spodu, swędzące zmiany na rączkach i nóżkach. Diagnoza nie padła z ust pediatry skądinąd w uznanym Instytucie Pediatrii. Było lepiej tylko okresowo po smarowaniu zmian maścią sterydową i antybiotykową. Zeszło, po czym powoli wracało i nasilało się. A już do pasji doprowadziła mnie sugestia lekarza, że dziecko jest źle pielęgnowane, może nie umiemy przygotować mieszanki mlecznej stad problemy.
Zaprzestałam wizyt w uznanym instytucie. Zaczęłam szukać po sieci min na tym forum, na stronach Gospodarza.
Co zrobiłam?
Jak tylko dziecko zaczęło jeść pierwsze zupki z mięskiem (miało 5 - 6 miesięcy) odstawiłam te - przepraszam za określenie, nie chcę tu nikogo urazić - pasze niby mleczną z puszek. Dziecko jadło: zupę z królika z warzywami 2 razy dziennie, kleik z mąki jaglanej na wodzie słodzony daktylami z dodatkiem masła klarowanego, banan, jabłko. Z czasem dodałam amarantus, komosę ryżową, brzoskwinie suszone, owoce jagodowe, ryż, kukurydzę, żółtko, olej lniany, oliwę z oliwek. Jeszcze później dodałam orzechy, płatki owsiane, kasze, strączki, miód. Słodzę mu daktylami a tam gdzie " nie idzie" tego zrobić używam syropu z agawy, syropu klonowego. Glutenu je niewiele, cukru nierafinowanego znikome ilości. Do teraz 90% jego pożywienia jest gotowane, surowe tylko owoce. Nigdy nie jadł cukierka, czekolady, jedzenia ze słoiczka, paczki, kartonika itd, itp Wszystko zrobione w domu z ekologicznych upraw, woda z butelek szklanych, do picia herbata owocowa (mieszanka suszonych owoców z dużym udziałem dzikiej róży) słodzona dawniej daktylem a teraz domowym sokiem malinowym i czasem dodaje miodu. Miał kolki, skłonności do zaparć. Wtedy wykonuje masaż brzuszka i daje kompot ze śliwek suszonych ale eko - jest wyraźna różnica i nie da się pomylić.
Albo gotuję te śliwki aż się rozgotują, przecieram przez drobniutkie siteczko i taki dżemik daje dziecku do zjedzenia wprost do buzi - to sposób podany przez nieżyjącego już doskonałego pediatrę, wypraktykowany przez 2 pokolenia. Taki dżemik można podać nawet 2 - miesięcznemu dziecku oczywiście z umiarem. Ja dawałam, na jeden raz (np rano ) ilość odpowiadającą objętości połowy migdała i obserwowałam dziecko, jak nie było efektów to wieczorem koleją porcję. Jak i to było mało to następnego ranka dałam więcej - tak metodą prób dopracowałam się dawki odpowiedniej dla dziecka.
Do pielęgnacji i wsparcia schorzałej skóry wyszukiwałam najcudniejsze produkty uznanych marek, oczywiście dostępne tylko w aptekach za niebotyczne sumy aż natrafiłam na stronę Gospodarza gdzie prezentuje szkodliwe substancje występujące w kosmetykach i środkach higieny. O zgrozo, wtedy przekonałam się, że te "cuda" o uczonych nazwach np emolienty zawierają głownie produkty nieprzyjazne a tych dobroczynnych składników jest znikomy procent aby nie minąć się z prawdą to jest - kilka kropel np oleju konopnego.
Zgarnęłam jednym ruchem ręki wszystkie te sztuczności do kosza i zrobiłam mu "maść" na bazie karite, + olej konony + olej tamanu + wita E i tym smarowałam chorą skórę gdy swędziała, Zamiast oliwki używamy nierafinowanego oleju ze słodkich migdałów z dodatkami. Do mycia używamy mydła marsylskiego bez żadnych dodatków.
Kąpany był w krochmalu, na zmiany skórne okłady z mocnego naparu dobrej zielonej herbaty, ugotowanego, ciepłego batata.
Owszem, żeby pozbyć się tych zmian na skórze musiałam użyć maści, która została przywieziona z Chin i tam jest przeznaczona do oczu np jęczmień. Skład jest owiany tajemnicą z opakowania wiadomo tylko, że 1% maści to antybiotyk. Na całkowite wyleczenie dziecka zużyłam 2 tubki a w każdej łyżeczka maści.
Gdy skończył rok zachorował na grypę i był w szpitalu przez 3 dni bo groziło mu odwodnienie no i miał wysoka gorączkę. Wówczas miał zrobiony komplet badań - lekarze piali z zachwytu, wyniki idealne.
Dzisiaj ma 2 lata. Po pryszczach ani śladu. Mleka nadal nie je ale je razem z nami wszystkie potrawy, nawet te z dodatkiem mleka i jego przetworów. Nic mu nie jest. No gdy zjadł kaszę mannę na mleku to na drugi dzień policzek miał nieco chropowaty ale nie drapał buzi i samo zeszło.
Jest niesłychanie żywotny, energiczny, rozwija się znakomicie, nie choruje Bogu dzięki i nie odwiedzamy znamienitego instytutu. Tylko do szczepień - przy okazji ostatniego lekarz zadowolony stwierdził, że ładnie sobie poradziliśmy.
Ufff - dużo tego pisania. Mam nadzieję, że się komuś przyda.
Pozdrawiam wszystkich forumowiczów