Mieć świadomość, że nic nie musisz robić, a chcesz - dla własnego dobra, zdrowia i wspaniałego samopoczucia. To właśnie to podejście sprawia, że nabiera się radosnej weny. Dochodzi do tego (na początku) ciekawość wyników, chęć sprawdzenia swoich możliwości, pragnienie odzyskania władzy nad własnym ciałem opętanym systemowym odżywianiem i nad umysłem zniewolonym wkuwanymi "jedynymi prawdami" o sposobie życia i odżywiania.
Nie masz ochoty dowiedzieć się jak to jest być panem swojego życia, losu, zdrowia?
Nie chcesz za którąś tam głodówką (powiedzmy 3,4) powiedzieć sobie - jestem niezależny od wszystkiego?
- od warunków zewnętrznych (brak sklepu w okolicy, braku jedzenia w domu, braku przekąsek w aktualnej chwili, itp.)
- od głodu
- od lekarzy, leków, profilaktycznych badań, całej "cudnej" medycyny.
Może zachęci Cię ten błysk w oku, który się odzyskuje po głodówce. A może zdrowe zęby przy systematycznym robieniu postów. A może porzucenie nałogów i grzeszków w odżywianiu?
A jak wytrzymać?
Oczyścić przed głodówką ciało, jelita przede wszystkim - przechodzą zawroty głowy i nudności.
Powiedzieć sobie - jak nie teraz to kiedy? Za następnym takim samym nieudanym razem...jak znów zwątpię? Im później, dalej z wiekiem, tym gorzej.
Nie słuchać "dobrych rad" ludzi wokół, w ogóle o tym nie mówić nikomu i wziąć sobie wolne od jedzących znajomych i telewizji - gdzie wszystko (poza seksem i pieniędzmi) obraca się wokół jedzenia i picia.