Namówiona przez przyjaciółkę zastosowałam w sobotę tuż przed spotkaniem z Basią mleczko pszczele.
Wg ulotki powinnam wziąć 1 gram czyli płaską łyżeczkę, którą dostałam wraz z mleczkiem. Na szczęście wzięłam trochę mniej jak pół łyżeczki. I na szczęście, że Mama była w domu i powiedziałam co zrobiłam. Po wzięciu mleczka pierwszym objawem były mocne strzykania bólowe w lewym łokciu i prawym kolanie. Następnie przelewanie się i kręcenie w brzuchu. Po 30 minutach zjadłam małe śniadanie. Raczej zmusiłam się się do zjedzenia. Dobrze, że jak zaczęłam się czuć źle ( myślałam, że pójdzie "górą" i "dołem" ) to usiadłam na krześle. Mama była obok, zdążyłam jeszcze powiedzieć, że jest mi słabo i chyba zemdleję. A potem odjechałam. Byłam w cudownym lesie, pięknie zielonym, słonecznym. Patrzyłam z zachwytem na drzewa i tyle do zebrania, przerobienia. Takie cudowności. I nagle słyszę, ze Mama mnie woła. Tak mocno, natarczywie, jakby coraz bliżej. Wracam... widzę Ją zapłakaną, okno otwarte, zimne powietrze mnie owiewa... Nie wiem co się stało, ale Mama opowiada. Nie mogła mnie "dobudzić" już chciała dzwonić po pogotowie.
Oczywiście cały dzień byłam słaba i od siebie, a na wycieczce miałam zawroty głowy. Wieczorem tego samego dnia pojawił się silny ból idący od stopy do uda po lewej stronie. I teraz pytanie do Was.
Czy ktoś z Was spotkał się z taką reakcją na mleczko pszczele? Jeśli nie, to co mnie się przydarzyło? Co to było? Dlaczego taka silna reakcja mojego organizmu?
Uprzedzając pytania, nie jestem uczulona na produkty pszczele.
P.S. chciałabym wrócić do tego lasu, ale nie kosztem zdrowia mojej Mamy :-)