Mało mam wielkich doświadczeń z pryszczami, ale za to miałam/mam (i chyba będę miała?) pryszcze, które kiedyś pod namową rodziców próbowałam przewalczyć. Skutki były takie sobie:
1. po dwóch eksperymentalnych koszmarnie nudnych i drogich wizytach u kosmetyczki rosły jeszcze lepiej, niż bez wizyty.
2. Wsuniecie miesięcznej dawki tetracykliny nie zrobiło na nich jakiegokolwiek wrażenia, więc sobie odpuściłam antybiotyki i oficjalną dermatologię.
3. Stosowanie środków wysuszających skóre, typu (sklepowe) toniki czy spirytusy powodowało to, że pryszcze rosły sobie jeszcze zdrowiej pod suchą skórą. Wysuszona skóra swędziała i pryszcze były brzydko rozdrapywane.
To są na szczęście niezbyt głębokie i raczej suche zaskórniaki, czasem tylko coś "soczystszego" wymagającego poważniejszej "operacji". Mówiąc szczerze chyba się do nich przyzwyczaiłam - na przykład nie mam problemów z przesuszającą się czy pękającą skórą, a bywają miesiące, że nawet nic nie mam.
Moje osobiste pryszcze dość dobrze likwiduje słońce, woda i wiatr w połączeniu z brakiem dostępu do chlorowanej wody. Samo pływanie na basenie wysusza skórę, ale na moich pryszczach nie robi to zbytniego wrażenia. Sam wyjazd do cywilizacji bez chloru też niczego nie załatwia.
Co bym radziła? Wyrzucić oficjalne kosmetyki, bo do pryszczy można jeszcze dołożyć pokrzywki i inne cuda uczuleniowe. Mydło tylko "Biały Jeleń" lub podobnej klasy. PRZED każdą "operacją" trzeba wymyć ręce i "operowaną" część ciała. Są teorie, że pryszcze się same rozchodzą, trzeba tylko poczekać, ale nie jestem tego pewna, szczególnie, jeśli chodzi o głęboko zagnieżdżone, zaropiałe czyraki. Zdarzyło mi się u koleżanki na wycieczce rozwiązać taki problem na plecach nocnym okładem z cebuli i poranną "operacją" z użyciem niebezpiecznego narzędzia, ale to był akt desperacji i brak chęci współpacy ze strony medycyny oficjalnej. Nie polecam, fuj!
Warto zabrać się za eksperymenty z różnymi naturalnymi sokami do smarowania skóry, chociażby po to, aby ją szybko wygoić i usunąć blizny. Może na rdest japoński już trochę za późno (może jakiś niezmarznięty badylek jednak gdzieś sterczy?), ale rokitnik długo jeszcze będzie wisiał na gałązkach. Jeśli zima będzie łagodna, to i do samej wiosny. Ja lubię nalewki z dodanym olejem lnianym z korzeni pokrzywy i jaskółczego ziela. Akurat teraz jest świetny czas na zbiory. Co prawda proces produkcyjny będzie trwać, ale pod choinkę będzie spokojnie gotowe do użytku :-) Ładnie goi rany i likwiduje swędzenie.
Warto poeksperymentować z nawykami żywieniowymi.
Powodzenia :-)