Chciałam sobie do kremu dodać olejek grejpfrutowy skuszona opisem jego zastosowań:
"Oddziałuje również na skórę: hamuje wydzielanie łoju, normalizuje procesy rogowacenia, zapobiega zaburzeniom rogowacenia mieszków włosowych. Oczyszcza pory skórne, zapobiega zaskórnikom, likwiduje plamy, chroni przed cellulitis i rozstępami skóry. Wymiata wolne rodniki, hamuje procesy starzenia i degeneracji. Olejek grejpfrutowy leczy ukąszenia owadów, opryszczkę i trądzik. [...] Zewnętrznie stosować po rozcieńczeniu z olejem winogronowym, wiesiołkowym, tranem lub olejem migdałowym (1:1 lub 1:2). Można dodawać olejek do wody kąpielowej (5 kropli na pół wanny wody). Do likwidacji zaskórników zastosować płyn: olejek grejpfrutowy 1 ml + nafta kosmetyczna 30 ml + olej kamforowy 10 ml; wymieszać; skórę trądzikową i z zaskórnikami przemywać 2 razy dz."
Myślałam głównie o takim kremie do ciała, choć dla miłego zapachu jakiś grejpfrut czy cytryna może też do twarzy by się nadał. Wyczytałam jednak, że olejki cytrusowe są fotouczulające, więc z twarzy zrezygnuję chyba, choć to oczyszczanie porów... Natomiast wizja działania czy choćby przeciwdziałania cellulitowi i rozstępom jest kusząca i nie chcę się jej pozbywać

Czy ktoś się może orientuje, w jakim stężeniu to jest fotouczulające? I w jakim stężeniu działa? Czy np. 10 kropel na 50 ml kremu ma w ogóle sens prócz zapachowego (w tym płynie na zaskórniaki jest proporcja 1:40)? A może jak kremem posmaruję ciało na noc, się wchłonie, to potem nic się nie stanie (bez zmywania)?