Na drzewach jeszcze nie tylko róża, ale i głóg do wzięcia. Ja mam już po uszy, mnóstwo nasuszone i nastawione na nalewki i wina, to zostawiam ptakom owoce.
Biorę tylko grzyby - podstawa - boczniak, jest jeszcze wodnicha i zdarza się ucho bzowe.
Jest dużo zieleniny - gwiazdnica, przytulia - to idzie codziennie do posiłków. Jest dziki czosnek - szczypiorek, w rowach na polach i łąkach pozyskuję sobie świeżego potocznika. Pokrzywy i jasnoty purpurowe się zdarzają, zielony kurdybanek i przetacznik w trawie na łące. Nawet stokrotki kwitną, można sobie dodać do sałatek. Suche nasiona bylicy pospolitej można z zasuszonych wiechci ściągać i dawać jako przyprawę. Listki mniszka i krwawnika skubać - są małe, ale są - w końcu styczeń za pasem. Czasem wiosną tego nie było co teraz mamy. "Pączki" leszczyny, czyli pylące kwiatki już są - można dawać na nalewki... a dla potrzebujących fitoestrogenów - wciągać na surowo. Może smak jest taki sobie, ale można go osłodzić myślą że pomoże, bo to naturalne lekarstwo.
Jemioła z tego okresu jest dobra, podobnie igły sosen i świerków - najlepszy czas na nie właśnie teraz. Na iglakach warto szukać żywicy i dodawać do syropów i nalewek. Owoce jałowca czas zacząć zbierać. Niby są zawsze, ale zimą wydaje mi się ich więcej (może dlatego, że nie ma pełnego rozkwitu dokoła i skupiają uwagę na sobie).