General Category > Rozmowy towarzyskie zielarzy
ostropest cd.
arte:
Od dawna w mojej apteczce oprócz ziół znajdował się sylimarol, teraz już sylicynar, czyli połączenie cynaryny /karczoch/ z sylimaryną- flawonolignany /ostropest/.Zainteresowanych odsyłam do opisu Pana Doktora pt. sylicynar. Tam jest wyczerpująca wiedza nad zasadnością stosowania i wielofunkcyjnym wykorzystaniu tego leku. Potwierdzam tylko , że w chorobach wątroby jest to skuteczny preparat, należy jednak go stosować przez dłuższy okres czasu.
Jedną z najboleśniejszych kwestii w fitoterapii jest podważanie przez lekarza zasadności wykorzystywania ziół w dzisiejszym lecznictwie.Dlaczego dzisiejsza medycyna tak daleko odeszła od ziołolecznictwa? Dlaczego z ironicznym, pogardliwym niedowierzaniem większość lekarzy reaguje na zioła? Uważam, że to wielkie nieporozumienie, że właśnie i przede wszystkim lekarze, farmaceuci nie są głęboko zainteresowani tą wiedzą.W bardzo wielu przypadkach zastosowanie ziół w lecznictwie bądż uzupełnianie leczenia za pomocą ziół odnosi większe sukcesy niż leczenie syntetycznym wytworem dzisiejszej farmacji. Funkcja lekarza to też swoiste , zaszczytne powołanie tego człowieka do niesienia pomocy choremu, szukaniu wszystkich możliwych dostępnych ku temu metod, z ziołolecznictwem na czele , celem skutecznego rozwiązania problemu. Powołanie lekarskie jest to SŁUŻEBNA funkcja ludzi składających przysięgę Hipokratesa. Większość lekarzy zapomina o tej regule. Dlatego prawdziwy obraz statystycznego dzisiejszego lekarza odzwierciedla stanowisko tego lekarza , które w rozpoczętym wątku przedstawiła Krynia . Dodam od siebie, że też jest mi strasznie przykro , kiedy/ w najlepszym wypadku/ widzę ten ironiczny uśmiech lekarza kiedy pojawi się temat ziół.
Po raz kolejny więc wielki ukłon w stronę Luskiewnika, że z takim rozmachem propaguje zagadnienia fitoterapii, poprzez wiedzę przekazywaną na blogu pomaga nieustannie poszerzać i pogłębiać naszą wiedzę i miłość do ziół.
Pozdrawiam, arte.
freshbynature:
Witam
Wszystko co koleżanka napisała znajduje potwierdzenie w naszym kraju...Sprawa ma sie zgoła inaczej np. w Danii. Spedziłem i spędzam w tym kraju wiele czasu. Próżno tu szukac ugorów z ziołami , łąk , lasów itd. i tak samo próżno tu szukac reklam dotyczących leków( aspiryne dostaniesz po konsultacji z lekarzem!) nie znajdziesz ( po za kwasami tłuszczowymi , witaminami i pierwiastkami) żadnych leków w markecie ( u nas jest ich więcej od gatunków herbaty).Kiedyś kiedy jedna dunka zachorowała i ja dzwoniąć do niej z zapytaniem co mam robic w pracy mimochodem zapytałem : co Ci jest? przeziębienie-odparla ja- pewnie wciągniesz jaką aspiryne i po bólu? Ona- oszalałeś? miód , czosnek+zioła i 2 tygodnie w łozu i bedę zdrowa jak ryba...... Zatkało mnie bowiem w naszym kraju presja pracodawcy (zaznaczę w niektórych ale wielu miejscach) jest tak wielka ze przeziebienie bagatelizowane jest do rangi czegos bardzo nieistotnego i nie groźnego. Więc statystyczna ofiara łyka garść (nie będe tu reklamował czegokolwiek) reklamowanych "dobrodziejstw" i nazajutrz jest "zdrowy".... Sam jak jestem juz na wizycie ekarskiej to z rozbawieniem widze automatyczne wypisywanie antybiotyków przez mojego konowała :-) Mój lekarz nie uśmiecha sie juz ironicznie bo kilkakrotnie upomniałem go że nie zna się na medycynie alternatywnej... Troche statystyki : w Polsce stosunek lekarzy tradycyjnych wynosi około 85% do 15% lekarzy medycyny naturalnej w Skandynawii stosunek ten wynosi 50/50... No comment
Basia:
Nie będę się wypowiadać za bardzo o Danii, ale wydaje mi się, że trochę jesteś optymistą, jeżeli chodzi o całą Skandynawię.
W Norwegii normalnych lekarzy z wykształceniem lekarskim, leczących ziołami, jest jak na lekarstwo, albo i mniej. Chyba, że za takich się uważa lekarzy zapisujących piguły z ichniej "zdrowej żywności" czyli jakieś kapsułki z olejem albo czymś innym. Lekarz, który kazałby kupić albo zebrać samodzielnie sieczkę i wyparzać ją w łaźni wodnej przez pół godziny? Ja o takim zjawisku nie słyszałam. Łatwiej znaleźć ludka który skłuje akupunkturą lub homeopatę, niż fachowca od zwykłych europejskich ziół. A jeśli już taki się znajdzie, to największe poświęcenie, jakiego można się spodziewać od pacjenta lub jego rodziny, to, że łyżkę ziół zaleją wrzątkiem i będą marudzić "a dlaczego nie ma w torebkach". Zaawansowani kupią sobie "piłeczkę" z dziurkami do zaparzania herbaty i będą dumni z siebie. Najchętniej by stosowali ilości homeopatyczne: łyk dziennie i koniec. Litr dziennie? To chyba za duże wymagania.
Poza tym tzw. pisma "kobiece" regularnie wciskają niezły kit marketingowy. Na przykład romantyczna historia Dunki jadącej do rezerwatu indiańskiego gdzieś w USA, gdzie spotyka starą kobiętę, która już po pół godzinie zdradziła jej największe tajemnice medyczne swojego plemienia. A te tajemnice polegały na tym, że zioła w mieszance działają lepiej, niż zioła w pojedynkę. Absolutne odkrycie Ameryki, prawda? Osobiście prędzej bym uwierzya w pięcioletnie zamknięcie w klasztorze w Polsce w ścisłym odizolowaniu od świata zewnętrznego. W tle artykułu było oczywiście parę zdjęć buteleczek z tabletkami i adresy dystrybutorów. Fajne, no nie?
Jeżeli chodzi o stosunki na rynku pracy, to bez złudzeń: jeżeli jesteś niezastąpionym fachowcem, masz etat, masz związki zawodowe za plecami, to firma o ciebie dba. Niech no jednak na horyzoncie pojawi się cień Polaka lub Litwina, to natychmiast pojawia się akcja uświadamiająca: "bo Polak zrobi to samo szybciej i za pół ceny". Szczególnie to dotyczy robotników i personelu medycznego, ale nie tylko. Informatycy też już czują się nieswojo.
Oczywiście Polak będzie robić taniej, niż miejscowy Murzyn, bo Polak zostawił rodzinę i koszty jej utrzymania w Polsce, a Murzyn musi utrzymać swoją na miejscu lawirując między socjałem, pracą legalnie i na czarno.
Pozdrowienia :-)
freshbynature:
witam
Hmmmmm.... Optymista? Staram się porównać dwie jakże skrajne rzeczywistości....Mam tam kontakt z bardzo prostym i poczciwym ludem od którego nigdy (bez przesadnego optymizmu :-)) nie usłyszałem zdania typu: jaka ta nasza słuzba zdrowia jest do d.... itd. itp. A u nas? Ja nie narzekam bo tak jak piszesz masz dobry etat , związki to jest ok i jest ale nie dokładnie ( nie rozpisze sie bo bedzie za duzo zrzędzenia :-)) W mojej powyższej pisaninie próbowałem (widocznie za słabo :-() dac do zrozumienia ze wiekszośc naszego społeczeństwa uwielbia stosowac "dobrodziejstwa" rozreklamowywane w mediach a wsród znajomych zaprzeczać że cokolwiek z takich "śmieci" stosuje wręcz twierdzą że wolą wypić ziółka :-) :-) :-) I gdyby rzeczywiście próbowali iść naturalną ścieżką to i lekarze musieliby zmienić troche podejście do chorób na bardziej wymagające a przeciez fitoterapia jest nauką dla przede wszystkim bardzo wytrwałych osób...Otworzenie leksykonu leków ( mój miejscowy lekarz tak robi przy pacjencie :-)) i odnalezienie zakładki np. nadciśnienie , strzelenie pieczątki na "rumie" jest rzeczą niebywale "wymagającą" , ale to juz inna historia....
Pozdrawiam
Basia:
No, to wyobraź sobie, że mój osobisty mąż, absolutny Norweg, woli polskich konowałów, niż swoją medycynę...
Norweskich horrorków medycznych mogłabym opisać wiele, ale najciekawszym zjawiskiem jest weterynaria: wyobraź sobie, lekarz z dziwnego kraju, na przykład z Francji i nie umie ani norweskiego, ani tym bardziej lapońskiego, ani nawet angielskiego czy niemieckiego.
Może w Danii jest lepiej?
Pozdrowienia :-)
Nawigacja
[#] Następna strona
Idź do wersji pełnej