General Category > Rozmowy towarzyskie zielarzy

ostropest cd.

(1/2) > >>

arte:
Od  dawna  w  mojej  apteczce  oprócz  ziół    znajdował  się  sylimarol,  teraz  już  sylicynar,  czyli   połączenie   cynaryny  /karczoch/ z sylimaryną- flawonolignany /ostropest/.Zainteresowanych  odsyłam  do   opisu  Pana  Doktora  pt. sylicynar. Tam  jest   wyczerpująca  wiedza  nad   zasadnością  stosowania  i  wielofunkcyjnym  wykorzystaniu  tego  leku. Potwierdzam  tylko , że  w  chorobach  wątroby  jest  to   skuteczny  preparat,  należy  jednak  go  stosować  przez  dłuższy  okres  czasu.

Jedną  z  najboleśniejszych  kwestii w  fitoterapii  jest  podważanie  przez  lekarza   zasadności  wykorzystywania  ziół  w  dzisiejszym  lecznictwie.Dlaczego  dzisiejsza  medycyna  tak  daleko  odeszła  od  ziołolecznictwa?  Dlaczego  z  ironicznym, pogardliwym   niedowierzaniem większość  lekarzy  reaguje  na   zioła?  Uważam,  że  to  wielkie  nieporozumienie, że   właśnie  i  przede   wszystkim  lekarze,  farmaceuci    nie  są   głęboko  zainteresowani  tą  wiedzą.W  bardzo  wielu  przypadkach   zastosowanie  ziół  w lecznictwie  bądż  uzupełnianie leczenia  za  pomocą    ziół   odnosi  większe  sukcesy niż  leczenie  syntetycznym   wytworem  dzisiejszej   farmacji. Funkcja  lekarza  to   też   swoiste  ,  zaszczytne  powołanie  tego  człowieka  do  niesienia  pomocy  choremu,  szukaniu wszystkich  możliwych  dostępnych   ku  temu  metod, z  ziołolecznictwem  na  czele , celem  skutecznego  rozwiązania  problemu. Powołanie  lekarskie  jest  to  SŁUŻEBNA    funkcja  ludzi  składających  przysięgę  Hipokratesa. Większość  lekarzy  zapomina  o  tej    regule. Dlatego   prawdziwy  obraz     statystycznego dzisiejszego   lekarza  odzwierciedla   stanowisko  tego  lekarza , które   w  rozpoczętym   wątku  przedstawiła Krynia .  Dodam  od  siebie,  że  też  jest  mi  strasznie  przykro , kiedy/  w  najlepszym  wypadku/      widzę  ten  ironiczny  uśmiech  lekarza  kiedy  pojawi  się  temat  ziół.
  Po  raz  kolejny  więc  wielki   ukłon   w  stronę  Luskiewnika, że  z  takim  rozmachem  propaguje   zagadnienia fitoterapii,  poprzez  wiedzę  przekazywaną  na  blogu  pomaga  nieustannie  poszerzać  i  pogłębiać  naszą  wiedzę  i  miłość  do  ziół.
Pozdrawiam,  arte.

freshbynature:
Witam
Wszystko co koleżanka napisała znajduje potwierdzenie w naszym kraju...Sprawa ma sie zgoła inaczej np. w Danii. Spedziłem i spędzam w tym kraju wiele czasu. Próżno tu szukac ugorów z ziołami , łąk , lasów itd. i tak samo próżno tu szukac reklam dotyczących leków( aspiryne dostaniesz po konsultacji z lekarzem!) nie znajdziesz ( po za kwasami tłuszczowymi , witaminami i pierwiastkami) żadnych leków w markecie ( u nas jest ich więcej od gatunków herbaty).Kiedyś kiedy jedna dunka zachorowała i ja dzwoniąć do niej z zapytaniem co mam robic w pracy mimochodem zapytałem : co Ci jest? przeziębienie-odparla ja- pewnie wciągniesz jaką aspiryne i po bólu? Ona- oszalałeś? miód , czosnek+zioła i 2 tygodnie w łozu i bedę zdrowa jak ryba...... Zatkało mnie bowiem w naszym kraju presja pracodawcy (zaznaczę w niektórych ale wielu miejscach) jest tak wielka ze przeziebienie bagatelizowane jest do rangi czegos bardzo nieistotnego i nie groźnego. Więc statystyczna ofiara łyka garść (nie będe tu reklamował czegokolwiek) reklamowanych "dobrodziejstw" i nazajutrz jest  "zdrowy".... Sam jak jestem juz na wizycie ekarskiej to z rozbawieniem widze automatyczne wypisywanie antybiotyków przez mojego konowała :-) Mój lekarz nie uśmiecha sie juz ironicznie bo kilkakrotnie upomniałem go że nie zna się na medycynie alternatywnej... Troche statystyki : w Polsce stosunek lekarzy tradycyjnych wynosi około 85% do 15% lekarzy medycyny naturalnej w Skandynawii stosunek ten wynosi 50/50... No comment

Basia:
Nie będę się wypowiadać za bardzo o Danii, ale wydaje mi się, że trochę jesteś optymistą, jeżeli chodzi o całą Skandynawię.

W Norwegii normalnych lekarzy z wykształceniem lekarskim, leczących ziołami, jest jak na lekarstwo, albo i mniej. Chyba, że za takich się uważa lekarzy zapisujących piguły z ichniej "zdrowej żywności" czyli jakieś kapsułki z olejem albo czymś innym. Lekarz, który kazałby kupić albo zebrać samodzielnie sieczkę i wyparzać ją w łaźni wodnej przez pół godziny? Ja o takim zjawisku nie słyszałam. Łatwiej znaleźć ludka który skłuje akupunkturą lub homeopatę, niż fachowca od zwykłych europejskich ziół. A jeśli już taki się znajdzie, to największe poświęcenie, jakiego można się spodziewać od pacjenta lub jego rodziny, to, że łyżkę ziół zaleją wrzątkiem i będą marudzić "a dlaczego nie ma w torebkach". Zaawansowani kupią sobie "piłeczkę" z dziurkami do zaparzania herbaty i będą dumni z siebie. Najchętniej by stosowali ilości homeopatyczne: łyk dziennie i koniec. Litr dziennie? To chyba za duże wymagania.

Poza tym tzw. pisma "kobiece" regularnie wciskają niezły kit marketingowy. Na przykład romantyczna historia Dunki jadącej do rezerwatu indiańskiego gdzieś w USA, gdzie spotyka starą kobiętę, która już po pół godzinie zdradziła jej największe tajemnice medyczne swojego plemienia. A te tajemnice polegały na tym, że zioła w mieszance działają lepiej, niż zioła w pojedynkę. Absolutne odkrycie Ameryki, prawda? Osobiście prędzej bym uwierzya w pięcioletnie zamknięcie w klasztorze w Polsce w ścisłym odizolowaniu od świata zewnętrznego. W tle artykułu było oczywiście parę zdjęć buteleczek z tabletkami i adresy dystrybutorów. Fajne, no nie?

Jeżeli chodzi o stosunki na rynku pracy, to bez złudzeń: jeżeli jesteś niezastąpionym fachowcem, masz etat, masz związki zawodowe za plecami, to firma o ciebie dba. Niech no jednak na horyzoncie pojawi się cień Polaka lub Litwina, to natychmiast pojawia się akcja uświadamiająca: "bo Polak zrobi to samo szybciej i za pół ceny". Szczególnie to dotyczy robotników i personelu medycznego, ale nie tylko. Informatycy też już czują się nieswojo.
Oczywiście Polak będzie robić taniej, niż miejscowy Murzyn, bo Polak zostawił rodzinę i koszty jej utrzymania w Polsce, a Murzyn musi utrzymać swoją na miejscu lawirując między socjałem, pracą legalnie i na czarno.

Pozdrowienia :-)

freshbynature:
witam

Hmmmmm.... Optymista? Staram się porównać dwie jakże skrajne rzeczywistości....Mam tam kontakt z bardzo prostym i poczciwym ludem od którego nigdy (bez przesadnego optymizmu  :-)) nie usłyszałem zdania typu: jaka ta nasza słuzba zdrowia jest do d.... itd. itp. A u nas? Ja nie narzekam bo tak jak piszesz masz dobry etat , związki to jest ok i jest ale nie dokładnie ( nie rozpisze sie bo bedzie za duzo zrzędzenia :-)) W mojej powyższej pisaninie próbowałem (widocznie za słabo :-() dac do zrozumienia ze wiekszośc naszego społeczeństwa uwielbia stosowac "dobrodziejstwa"  rozreklamowywane w mediach a wsród znajomych zaprzeczać że cokolwiek z takich "śmieci" stosuje wręcz twierdzą że wolą wypić ziółka :-) :-) :-) I gdyby rzeczywiście próbowali iść naturalną ścieżką to i lekarze musieliby zmienić troche podejście do chorób na bardziej wymagające a przeciez fitoterapia jest nauką dla przede wszystkim bardzo wytrwałych osób...Otworzenie leksykonu leków ( mój miejscowy lekarz tak robi przy pacjencie :-)) i odnalezienie zakładki np. nadciśnienie , strzelenie pieczątki na "rumie" jest rzeczą niebywale "wymagającą" , ale to juz inna historia....
Pozdrawiam

Basia:
No, to wyobraź sobie, że mój osobisty mąż, absolutny Norweg, woli polskich konowałów, niż swoją medycynę...
Norweskich horrorków medycznych mogłabym opisać wiele, ale najciekawszym zjawiskiem jest weterynaria: wyobraź sobie, lekarz z dziwnego kraju, na przykład z Francji i nie umie ani norweskiego, ani tym bardziej lapońskiego, ani nawet angielskiego czy niemieckiego.
Może w Danii jest lepiej?
Pozdrowienia :-)

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Idź do wersji pełnej