Szczypie mnie paszczęka gdy myję ją zwykłym żelem do twarzy.
W związku z tym postanowiłam ukręcić własny preparat. Posiłkując się przepisem na szampon z szarego mydła (który przytoczyłam wątku o szamponie) zrobiłam taki eksperyment:
2 i 1/4 szklanki wody (kranówa filtrowana wkładem brita)
pół kostki białego jelenia w wiórko-grudkach
2 torebki septosanu
4 torebki rumianku
łyżka kremu nivea
2 łyżki stołowe jarzębiaku
olejek lawendowy.
Ziółka gotowałam w wodzie 10-15 min, zostawiłam do wymoczenia jeszcze pół h. Potem do ziółek wsypałam mydło i dodałam krem. Długo się to gotowało na małym ogniu, mieszałam i mieszałam. W końcu wyłączyłam gaz i zostawiłam do przestudzenia. Do ciepłej mikstury (nie parzyła w palce) dodałam alkohol i olejek lawendowy, wymieszałam i wlałam do słoika. Zamknęłam słoik i odstawiłam na półkę w łazience. Teraz podobno ma stać 3-4 dni.
W moim wyobrażeniu miała to być gęsta ciecz... takie mydło w płynie. Słoik jeszcze troszkę ciepły, a mikstura dostała konsystencji smalcu. Ciekawe jak się będzie sprawdzać w praktyce