Oczywiście nie zniechęcam, a nóż komuś właśnie to "zrobi cuda".
Jednak dla mnie sama ajurwedyjskość nie jest plusem samym dla siebie - plusem jest zawsze skuteczność, przy braku skutków ubocznych znanych ze stosowania sterydów. Z przetestowanych przeze mnie na żonie (i sobie) zielsk najskuteczniejszy jest rdestowiec - silny wyciąg z młodych pędów, korzenie też dobre, kiełkujące od korzeni "pączki" pełne "kleju". To jest surowiec numer 1. Dalej: wrotycz, glistnik - działają niewątpliwie skutecznie. Dalej psianka z tojeścią i trędownikiem (dobry krem). Lukrecja jest dobra, zawiera ją skuteczny krem BioEulen z Abokki - obok wyciągów z dziurawca, kocanki i paru innych.
Ale Wielka Trójca to w tym momencie dla mnie:
rdestowiec, glistnik i wrotycz. Taka psianka jest OK ale już widać, że Trójca jednak jest lepsza. Można więc stosować różne zioła, eksperymentować - ale raczej dodawać zawsze choć 5 ml któregoś z Trójcy. Jeśli "eksperymentalne" zioła będą skuteczne, to np. wrotycz tylko je wyostrzy.
Dobry a tani krem zrobimy na bazie Azulanu lub Azulacenu - tylko rozrobić z lanoliną i dodać bazy, zależnie od potrzeb - kremu nivea, masła, mieszaniny olejów i wosku, avilinu... A dodatek całkowicie darmowego, świeżego glistnika znacząco jeszcze podniesie jego skuteczność - ręczę za to