Stare powiedzenie mówi : „najprostsze sposoby są najlepsze”. Kierując się tą zasadą i wiedzą uzyskaną o roślinach / min. duża w tym zasługa portali administrowanych i prowadzonych przez dr. Henryka Różańskiego i występujących na tych portalach komentatorów/, od wielu lat zmagając się z przewlekłą nerwicą serca spróbowałem na sobie działanie glistnika –jaskółcze ziele. Jeden z komentatorów pod jednym z artykułów stwierdził, iż działa na niego uspokajająca , nawet bardziej , niż inne zalecane na uspokojenie zioła , a jest ich cała masa : dziurawiec, melisa, kozłek lekarski /waleriana/, serdecznik, głóg, arcydzięgiel itd. O dziwo skutek był niesamowity. Po kilku dniach nerwica serca ustąpiła. W swoim czasie pracowałem w Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi, byłem tam oficerem kontrwywiadu wojskowego. Z tego okresu mam w środowisku lekarzy wielu kolegów i przyjaciół, w tym kardiologów. Gdy ich prosiłem o pomoc z reguły przepisywali mi jakiś lek, który mi nie pomagał i który zazwyczaj szybko odstawiałem. Glistnik zadziałał na mnie piorunująco szybko i skutecznie. Po wcześniejszych negatywnych doświadczeniach z lekami byłem i cały czas jestem zaskoczony tym faktem. Nawet w najpiękniejszych snach nie spodziewałem się takiego efektu i tego, iż lek na moje serce jest tak blisko mnie / rośnie na trawniku/. Po ustąpieniu objawów nerwicowych /kłucie w okolicy serca/ odstawiłem glistnik. Objawy nie wróciły. Ostatnio wyjechałem w góry w okolicę Bukowiny Tatrzańskiej. Zmiana środowiska i klimatu , stres towarzyszący temu pobytowi spowodował, iż objawy powróciły. Usiłowałem sięgnąć po moje lekarstwo. Okazało się to bezskuteczne z prostej przyczyny. W tamtej okolicy po prostu glistnik nie rośnie. Szukając glistnika natrafiłem za to na wspaniałą roślinność, górskie źródła, torfowiska. Byłem w bacówce na Rusińskim Wierchu, gdzie bacowie poczęstowali mnie żętycą /serwatką z mleka owczego, ściętego/ mówiąc, iż jest lepsza, niż wiagra. Jestem pełen podziwu i szacunku dla trudu tych ludzi, którzy siedząc przy palenisku /prawdopodobnie przez cały dzień/, w niesamowitym dymie własnymi rękami lepili oscypki. Są przepyszne o czym przekonały się moje dzieci po moim powrocie do Łodzi. Pierwsze co zrobiłem po przyjeździe to sięgnąłem po mój lek glistnik . Pomogło !!! Bogatszy o górskie doświadczenie następnego dnia zabezpieczyłem kilka sadzonek glistnika na zimę sadząc je do skrzynki i doniczki.
Uwaga : glistnik zażywałem prosto z krzaka żując liść, mocniejsza jest przełamana łodyga z wyciekającym żółtym sokiem oraz nasiona glistnika. Wydaje mi się , iż ziele glistnika może równie dobrze i skutecznie działać na inne nerwice narządowe.
PS. W górach odwiedziłem pod strzechami wielu górali. Pomimo tego, iż część ich rodzin przebywa obecnie na emigracji ich przywiązanie do ziemi jest niesamowite. Oni nigdy nie zrezygnują ze swojej ziemi w przeciwieństwie do ludności wiejskiej z nizin. Wbrew powszechnemu mniemaniu oni też chorują na choroby cywilizacyjne / choroby krążeniowe, rak, cukrzyca, Alzheimer/ pomimo tego, iż odżywiają się zdrowo i przebywają w czystym środowisku/ . Zdziwiło mnie, iż mają niesamowicie niską wiedzę w zakresie ziołolecznictwa, chociaż pod ręką mają czyste zioła.