Osobiście zastosował bym celowaną terapię, niz podtruwać się ziołami. Jezeli wiadomo co w nas siedzi to wziąć pigułkę (vermox, prazykwantel, czy albendazol itp) i wzmacniać organizm.
Ja tylko przypomnę tę nieco "przeoczoną" opinię Ruskiego - jak wiadomo, zgadzam się z nią w całej rozciągłości. Zioła "na pasożyty" często podtruwają i nas, niosą też dodatkowe ryzyka (np. można się okazać podatnym na hepatotoksyczny efekt glistnika - rzadki, ale jednak spotykany i, co gorsza, srogi,
severe). W tym przypadku "chemia" czyli skoncentrowane dawki konkretnej substancji czynnej, jest i dużo skuteczniejsza, i (równie dużo) bezpieczniejsza.
Sama nazwa "syntetyk" jest o tyle dla niektórych myląca, że mamy wciąż do czynienia z chemią organiczną, związkami wchodzącymi w mechanizmy biochemiczne, metabolizm żywych organizmów - tak właśnie trute są pasożyty np. vermoxem. Co ciekawe, jest to bardziej przedłużenie istniejących mechanizmów, niejako "dopowiedzenie" wątków z "laboratorium natury"dokonane w "laboratorium człowieka" - niż coś z innej planety, obcego życiu i "złego"

Oczywiście wiem, jakie niesie ryzyko nadużywanie wielu chemicznych leków i jakie zioła miewają nad nimi przewagi (nie w tym temacie

Chcę tylko zwrócić uwagę, że czy naturalne procesy zachodzące w organizmie, czy interwencja ziołami, czy "chemią" - wciąż są to działania na czymś, co ja nazywam "chemicznym kodem życia".