Myślę, że stan poboreliozowy nie wymaga stosowania fitoncydów, za wyjątkiem pozbywania się ewentualnych wtórnych zakażeń czy grzybic. W końcu fitoncydy też w większości zabijają prawidłową florę bakteryjną w przewodzie pokarmowym, co otwiera drogę do poważnych zaburzeń chociażby tylko z tego powodu.
Stan poboreliozowy może na przykład spokojnie zawierać to, co nazywamy neuroboreliozą, czy boreliozą stawową. Nie wiemy, czy to są skutki uszkodzeń, czyli trzeba regenerować uszkodzone tkanki, ale już nie walczyć z tym, czego nie ma, czy ciągle trzeba walczyć z borelkami.
Są teorie, że borelki, które nie zostały zabite przez środki -bójcze się otorbiają w zwapniałych naroślach, szczególnie na stawach i one stanowią rezerwuar borelek na ewentualne nawrotki choroby. Pewnie to prawda. W związku z tym, pojawiają się kolejne pytania, czy i jak się do takich borelek dobrać. Najłatwiej byłoby, gdyby system odpornościowy sprawę sam załatwił, ale to oznacza, że w czasie remisji należy wrócić do zdrowia, aby może nawet i nie zauważyć nawrotki - tylko i aż tyle. To oznacza pouszczelnianie i odbudowę powierzchni jelit, odbudowę prawidłowej flory bakteryjnej przewodu pokarmowego, odbudowę krwi i w miarę możliwości regenerację uszkodzonych tkanek.
Łatwo powiedzieć, prawda?
***
Znam osobę - Norweżkę, teraz ma około 50 lat, o ile się nie mylę, która miała neuroboreliozę - nerwobóle, depresję, otępienie umysłowe - jak ona to określała - gęsta mgła w mózgu. Miała historie antybiotyczne w kilku seriach w ciągu kilku lat, ale ogółem wszystko szło w kierunku kompletnej rozsypki. Nalewkę ze szczeci sprowadzała najpierw z USA i Niemiec, potem ostatnią butelkę miała ode mnie z zielska ze skraju mojego blokowiska.
Teraz już od ponad roku (odpukać głośno puk-puuuk !!!! ) uważa się za zdrową, pełną energii osobę. Ostatnio założyła stronę internetową o nalewce ze szczeci i swojej historii.
Niewykluczone, że to placebo, ale jeśli działa, to NIECH ŻYJE PLACEBO!
Pozdrowienia :-)