Pięknie piszecie, poetycko.
A ja miałam przygodę z żyworódką.
Urosła mi wysoka i się złamała. Więc szybko ją zmieliłam, dodałam troche złotego wąsa- sok pachniał smakowicie, taki zielony , pomyślałam świeżutki chlorofil. Wzięłam łyżeczkę świeżego do pól szklanki wody i wypiłam. Smaczne było. Po około 2-3 godzinach dostałam sporych boleści w jamie brzusznej- rodzaj żelaznego ( w sensie silnego)uścisku w okolicach żeber.
Ratowałam sie moim panaceum trędownikiem, minęło.
Niestety okazało się, iż liście żyworódki przed wykonaniem przetworów nalezy sezonować do tygodnia w lodówce. Zapewne ma to sens, o czym się przekonałam.
Niektórzy podobnie polecaja sezonowanie aloesu.
Niektóre owoce się mrozi bo zmieniają smak, np. aronia, rokitnik, jarzębina. Ale zachodzą też zapewne w trakcie inne procesy, jak w przypadku jarzębiny.
No a ja byłam ofiarą, żwyródki, bo zapomniałam.