Najsmutniejsze jest to, że misjonarki pewnie czują się konkurentami ideologicznymi z miejscowymi szamanami... A szkoda... To nie chodzi o dzielenie się wiedzą z ludem, tu chodzi o dogadanie się z przedstawicielami innej religii. Muszę przyznać, że to wymaga ciekawych figur akrobatyczno - dyplomatycznych.
Pewnie książki o ziołach leczniczych południowej Aftryki są, ale po angielsku i najprawdopodobniej wydane w RPA - to blisko Zambii. Ale - sami wiemy, że najfajniej byłoby, aby ktoś chociaż te pierwsze roślinki nam pokazał palcem. Szczęśliwców to spotkało w dzieciństwie. Chyba jednak trzeba by się dogadać z miejscowymi znachorami. Nawet coś-za-coś: oni naukę, one witaminy i antybiotyki.
Pozdrowienia :-)