Jestem technikiem farmaceutycznym i przyznam się Wam, że dały mi podstawę do zainteresowania się ziołami.
Na farmakognozji botanika nie jest tak okrojona jak liceum, badaliśmy zawartość podstawowych związków w roślinach (garbniki, flawonoidy, cukry, saponiny), były zajęcia z mikroskopem (oglądanie skórki, miękiszu, gruczołów olejkowych) oraz z binokularami (przyglądaliśmy się surowcom zielarskim z bliska np. czy posiada włoski, jakiego jest koloru surowiec). Na ćwiczeniach uczyliśmy się nazw roślin po łacinie, ich rodzin, działania, zastosowania, dat zbioru i suszenia. Do tego podstawy pozyskiwania ziół, czyli jak, kiedy i do czego zbierać. Na teorii omawialiśmy związki chemiczne w roślinach, jakie mają działanie (np. flawonoidy uszczelniają naczynia włosowate, garbniki ściągająco, p/zapalnie, saponiny wykrztuśnie).
Na ćwiczeniach z Technologii Postaci Leku była receptura - poza lekami robionymi dla pacjentów (takich jak maści, czopki, proszki, roztwory, krople do oczu (które robi magister, ale w praktyce jest zupełnie inaczej!), mieszanki ziołowe tzw. fixy, zawiesiny) były mieszanki (w postaci płynnej), a w mieszankach odwary, maceraty, syropy, często z dodatkiem substancji chemicznych np. przeciwbólowych, rozkurczających, znieczulających.
Na koniec dodam, ze wszystko zależy od szkoły - chodziłam w trybie dziennym, bezpłatnie, z dobrymi wykładowcami i pracowniami, więc się cieszę. Część szkół policealnych nie ma wyposażonych pracowni (o ile mają pracownie).