Na Wielkanoc w wiosce na końcu świata, gdzie sobie leniwie spędzałam czas, zrobiono kino na świeżym powietrzu wycięte w kupie śniegu. Codziennie wieczorem, kiedy już było ciemno, puszczano filmy. My, czyli ja, mąż i studentka koleżanki na wycieczce poszliśmy na film pod tytułem "Dobrzy pomocnicy" - podobno to miało być coś o lapońskich uzdrowicielach.
To był godzinny film w którym ku naszemu osłupieniu rozpoznaliśmy nawet kilka znajomych osób.
Trudno wyczuć, czy do był dokument, fabularyzowany dokument, czy zupełna bajka. Chyba to nie jest zbyt ważne. Historia zaczyna się tym, ze kobieta, w wieku około 45-50 lat postanawia zacząć uzdrawiać ludzi. Szczególnie, że w jej rodzinie były takie tradycje, wiele innych osób ma takie zdolności, a ona by chciała. To uzdrawianie to nieco, jak nasza bioenergoterapia - albo przesłanie uspokojenia, albo, jesli trzeba, zatrzymanie krwotoku.
Najpierw pojechała do naszego znajomego - Edmunda (na prawdę go znamy) - człowiek wygląda, jak emerytowany hippis - długie, mocno szpakowate włosy, długa broda, obecnie już emeryt, czasem zajmuje się rzemiosłem artystycznym, czasem prowadzi turystów, chcących podglądać ptaki, przedtem prowadził wioskowy sklep, czyli centrum życia towarzyskiego.
On coś jej poopowiadał, tak umie zatrzymać krew - no, dobrze - jeśli zechcesz, to będziesz zatrzymywać krew.
Potem młoda dziewczyna, zabiegana matka trójki dzieci, z rodziny hodowców reniferów, ale też już uzdrowicielka. Pomaga ludziom wieczorami, kiedy dzieci śpią, plotkując przez Facebooka i telefon komórkowy. Mówiła, że zawsze wiedziała, że są siły dookoła niej i z pomocą modlitwy po prostu je używa. Kiedyś miała dorywczy dyżur w szpitalu, i tam jeden pacjent ją zawołał i nauczył ją tego, co trzeba recytować, aby innym pomóc. No, dobrze.
Potem nasza główna bohaterka pojechała do swojego wujka w wiosce nad morzem, tak zabitej deskami, że dotrzeć można tam albo tylko terenówką albo od strony morza - promem. Wujek był uzdrowicielem i to odziedziczył po swojej mamie. Wujek opowiadał, że rybacy, czy ich rodziny, jak oprawiali ostrymi nożami złowione ryby, nieraz potrafili się szpetnie zaciąć, więc umiejetność zatrzymania krwotoku była wręcz fundamentalna dla przeżycia na końcu świata.
Poszli na łąkę na górce. wujek ją wziął za ręce i powiedział, że jej przekazuje swoje zdolności. No, dobrze.
To wróciła do naszego emerytowanego hippisa i postanowili zaeksperymentować, czy ona ma już zdolności zatrzymywania krwi. Poszli razem gdzieś w jakiś kamienisty jar, siedli na kamieniu, Edmund wyciągnął sterylnie zafoliowany skalpel i zaciął się w rękę. Ona położyła na skaleczenie palce i... krew dalej sobie płynęła. Chusteczka higieniczna sprawę rozwiązała.
Kobietea poszła na targi "alternatywne" - wystawa cudotwórców, wróźbiarzy, szamanów, oświeconych, obudzonych - wszystko za pieniądze. Nawet jakiś się ogłaszał, że za jedyna 400 koron (około 200 złotych) się pomodli za czyjeś zdrowie.
Migawka z miejscowego szpitala. Lekarz mówi, że ludzie na północy znacznie częściej przyznają się do korzystania z pomocy uzdrowicieli, niż na południu.
Migawka u miejscowego historyka - pisarza. Dawniej, za czasów pogańskich uzdrawianiem zajmowali się szamani, ale kiedy zaczęła się bardzo brutalna chrystianizacja, uzdrowiciele dalej wykorzystywali swoje zdolności, ale już jako uzdrowiciele, czyli pomocnicy.
Migawka - wywiad z miejscowym biskupem czy tradycje uzdrawiania nie są sprzeczne z chrześcijaństwem? Biskup powiedział, że uzdrawianie tradycyjnie popularne wśród Lapończyków, to nie ma nic wspólnego z cyrkiem pod tytułem "New Age". Przede wszystkim jest to oparte na modlitwie i chęci pomocy innym, a nie chęci robienia szumu i pieniędzy. Ten styl pomocy ludziom nie stoi w sprzeczności z chrześcijaństwem.
Kobieta zaczęła się zastanawiać, czy aby jej problemy z brakiem zdolności uzdrawiania nie polegają na tym, że mieszka w mieście, z daleka od przyrody? Ze za dużo stresu, hałasu i zamieszania?
Jeszcze raz pojechała do Edmunda i kolejny raz chusteczka higieniczna rozwiązała problem zatrzymania krwi.
Jeszcze raz pojechała do tej młodej dziewczyny, matki trojga dzieci. Ona stwierdziła, że takie testowe zatrzymywanie krwawienia jej by się nie podobało, bo zdolność przychodzi wtedy, kiedy trzeba, a nie wtedy, kiedy ktoś chce się tylko sprawdzić. No, dobrze.
U Edmunda jeszcze raz. Czy chcesz jeszcze, trzeci raz spróbować zatrzymać krew? Brzytwa już była w ręku. Nasza bohaterka stwierdziła, że chyba jednak nie i... film się skończył.
Nie wiemy, czy w końcu stała się uzdrowicielką :-)
Pozdrowienia :-)