Mira ma rację.
Pognieciona, zmiażdżona babka na ranę jest niezastąpiona.
Miałem trochę inną sytuację ze swoim psem. Bodajże 2 lata temu potrącił go samochód gdzie miał złamanie otwarte tylnej łapy. Łapa wisiała na ścięgnie, nie było mnie stać ani na operację, ani na amputacje. Wspólnie ze szwagierką złożyliśmy amatorsko nogę, usztywniłem dwoma kawałkami drewna, przyłożyłem liście babki zwyczajnej bo lancetowatej jakoś do dzisiaj niemogę namierzyć i zrobiłem opatrunek. Liście wymieniałem co 1-2 dni przez okres 3 tygodni. Łapa się zrosła, zakażenie się nie wdało i po okresie 6 miesięcy wróciło mu jakieś 70% sprawności.