Witam,
Jestem tu nowa, więc chciałam na początek wszystkich powitać na forum.
Odświeżam wątek, bo okazałam się być nosicielką mało szanownej chlamydii pneumoniae, która rezyduje w gardle. I chciałabym wreszcie wykurzyć nieproszonego gościa, bo się już za bardzo zaczyna zadomawiać. I tak...
Przede wszystkim chciałabym się upewnić droga Basiu (jestem zachwycona Twoją wiedzą; przepraszam, że od razu na "ty", ale chyba na forum to dozwolone...), która procedura z Międzyborowa, które umieściłaś w tym wątku powinna bardziej pomóc na chlamydię, od której mam problemy z gardłem (wydzielina, kaszel, chrypka na co dzień, a w okresach słabszej odporności lubi mi oczywiście spotęgować objawy przeziębienia, czy innego cholerstwa), ale nie mam problemów ze stawami. Która zatem lepsza? (choć może to głupie pytanie, najlepiej sprawdzić na sobie...)
Laryngolog, która poleciła mi zrobić testy na chlamydię oczywiście chce to leczyć antybiotykami, ale z dwóch powodów nie chciałabym rozpoczynać takiego leczenia:
1) Zaraziłam prawdopodobnie mojego lubego (od ok. 2 lat zaczęła mu się zbierać wydzielina w gardle, ale oczywiście nie tak często, jak u mnie; dodam, że ja prawdopodobnie noszę to cholerstwo 7-8 lat w sobie), więc wolelibyśmy przejść kurację razem, żeby oszczędzić na wizytach u laryngologów, testach i podwójnej żmudnej terapii antybiotykowej wątpliwej w skutkach.
2) Właśnie zakończyłam terapię lekową na zapalenie żołądka, więc nie chciałabym znowu faszerować się lekami. Co prawda nie były to antybiotyki, ale ja przez całe życie nie brałam lekarstw i cieszyłam się raczej dobrym zdrowiem, więc jakoś sobie radziłam zawsze domowymi sposobami. A że przez stosowanie leków podejrzewam, że mi siadła odporność (podejrzewam zresztą, że miało to też związek z podłamaniem nerwowym, które zapewne przyczyniło się również do zapalenia, które nie było wywołane przez Helicobacter), więc chlamydia zaczęła mi bardziej doskwierać. Nie ma dnia, żebym nie musiała przez całą dobę odkasływać tego, co mi siedzi w gardle (w badaniu laryngologicznym wyszło, że mam dużą ilość ropy w krtani).
Jest to dla mnie na tyle kłopotliwe, że do niedawna zajmowałam się śpiewaniem, a teraz przez ciąg zdarzeń: nerwy-zapalenie żołądka-chlamydia nie mogę do tego wrócić na dobre. Bywają dni, że czuję mniej tej wydzieliny (pewnie czuję się też lepiej psychicznie), ale jak tylko siadają nerwy --> odporność nawala --> chlamydia robi sobie pożywkę. Przez wiele lat sobie radziłam z nią (nie wiedząc jeszcze, że to ona) - po prostu przeziębienie u mnie trwało stosunkowo długo, ale leczyłam je sposobami medycyny naturalnej, i dalej było względnie ok - tak do wytrzymania - już po prostu przyzwyczaiłam się do częstej chrypki, kaszlu i zbierającej się wydzieliny. Były dłuższe okresy nawet, gdy chrypka ustawała, a ja mogłam cieszyć się czystym głosem bez ciągłej potrzeby wypluwania wydzieliny. I zapewne były to okresy dobrego stanu psychofizycznego. No, ale... Jak wspomniałam, chlamydia lubi sobie poużywać, a że ostatni czas jest dla niej szczególnie płodny, to postanowiłam się tym zająć (tym bardziej, że już wiem, jak się zwie to tajemnicze "coś" sprzed lat) poczynając od odbudowy równowagi psychofizycznej, na wytępieniu konkretnego intruza kończąc.
Miało być krótko, wyszło, jak zwykle. Za wszelkie porady w kwestii chlamydii w gardle będę bardzo wdzięczna. Przeczytałam cały wątek, ale może na przestrzeni lat znalazł się ktoś, kto stosował już powyższe zestawy lecznicze, pomogło mu i mógłby się wypowiedzieć.
Pozdrawiam serdecznie,
Dare