ale zaczęłam się obawiać kiedy przeczytałam to:
http://www.sfd.pl/Dieta_antyestrogenowa-t943811.html
a dokładnie chodzi mi o te fragmenty
„Flawonoidy często występują z inhibitorami estrogenów (związkami hamującymi działalność estrogenową). Flawonoidy takie jak chryzyna występująca w męczennicy oraz apigenina (rumianek), wykazują zdolność do hamowania aktywności estrogenowej, podczas gdy inne, takie jak genisteina (soja) działają proestrogenowo.”
Naukowcy często badaja pojedyncze substancje, bo tak jest bardziej naukowo, łatwiej jest kontrolować przebieg doświadczenia. Jednak działanie całej rośliny to jest wypadkowa działania poszczególnych składników i wynik moze być zupełnie inny. Jeszcze inna sprawa, to dawka - jak wiadomo, dawka może być obojętna, lecznicza lub wręcz toksyczna. Są zioła, jak na przykład chmiel, które w niskich dawkach pobudzają, ale w wysokich uspokajają. Inne składniki, na przykład żywokostu, w małych dawkach, obecnych w surowcu, chroni wątrobę, ale naukowcy znęcając się nad szczurami udowodnili, że żywokost może być rakotwórczy. Zawsze tu należy się zastanowić, jaki szczur dobrowolnie zje żywokost. A Rosjanie zrobili doświadczenia na koniach - i nic - zywokost dla normalnie zjadających żywokost koni nie był szkodliwy. I tak dalej.
Rumianek - roślina sama nie jest estrogenna, ale pobudza aktywność estrogenów znajdujących się w organiźmie. Testuję to regularnie na własnej skórze, bo jestem w takim wieku, że jak sobie przez nie pobudzę estrogenów, bo robię sobie 2 tygodni przerwy dla podtrzymania cyklu, to się muszę często rozbierać, bo mnie gorąco łapie.
I tak dalej. Osoba, która wkleiła artykuł na pewno to zrobiła w dobrej wierze, ale nie dajmy się zwariować.
1. Wcześniej sądziłam, że fitoestrogeny wykazują tę naturalną „mądrość” i ograniczają produkcję estrogenów, gdy jest ich za dużo, a zastępują nasze, gdy tych własnych mamy za mało. A tu zupełnie inna teoria – poszczególne fitoestrogeny zawsze będą obniżać lub podwyższać estrogen bo już takie mają przypisane działanie i koniec. Która wg was jest słuszna?
Ogółem fitoestrogeny działają tak, że blokują estrogeny endogenne, a jak już je zablokują, to mogą nad nimi uzyskać przewagę. Skutek jest taki, że na przykład mocno estrogenny chmiel działa prawie jak środek antykoncepcyjny dla osób w wieku rozrodczym, obniżając popęd płciowy, ale młoda dziewczyna może bezkarnie pić sobie przepyszną herbatkę z kwiatków koniczyny.
U na przykład kobiet w okolicy +-50, czyli tuż przed menopauzą, niewielka dawka estrogennych ziół potrafi wywołać lub nasilić objawy menopauzy - zablokowane zostaną własne estrogeny. Testowałam to u siebie na koniczynie - działa zgodnie z opisem ;-) Po menopauzie, kiedy u kobiety nie ma wiele własnych estrogenów, wtedy estrogeny roślinne łatwo uzyskują przewagę nad nikłymi estrogenami endogennymi i w pewnym stopniu mogą je dalej zastąpić.
Ten artykuł ma za dużo skrótów myślowych, aby się nim mocno martwić, szczególnie, że naukowców martwi obniżenie poziomu progesteronu.
2. Czy koniczyna i lukrecja w drugiej fazie cyklu nie okażą się zdradliwe dla osób z podwyższonym estrogenem, w dodatku gdyby rzeczywiście obniżały do tego progesteron to byłaby tragedia...
Nie powinno być problemów, pamiętaj, ze mówimy o całej roślinie, a nie pojedynczych związkach.
3. Stosowałam także niepokalanka w dużych dawkach wg dr Różańskiego na obniżenie estrogenu i zastanawiam się, w jaki sposób by oddziaływał z taką herbatką estrogenną? (na razie niepokalanka postanowiłam stosować tylko w drugiej fazie cyklu, wtedy gdy naturalnie poziom progesteronu powinien być wyższy niż estrogenu – żeby nie doszło do przerostu endometrium)
Myślę, że masz rację
ale tam z kolei występuje chmiel, który przecież też jest proestrogenowy i odradzany we wszystkich dietach antyestrogenowych (np.piwo) więc jak może pomagać na endometriozę w świetle powyższego artykułu?
Chmiel jest mocno estrogenny, to jest prawie środek antykoncepcyjny - może bez gwarancji, ale statystycznie udowodnione.
„planu B” (plan A to oczywiście operacja i potem hormonalna terapia zastępcza, brrr...)
Miejmy nadzieję, że tego unikniesz.
***
Chciałabym zwrócić jeszcze jedną uwagę na tzw. diety antyestrogenne. Mężczyźni, którzy często takie diety stosują reagują inaczej i inne mają zapotrzebowanie na hormony.
U kobiet w wieku rozrodczym one w zasadzie nie mają sensu. Wystarczy pomyśleć o Chińczykach objadających się estrogenną sfermentowaną soją. Możliwe, ze się dostosowali do innego poziomu estrogenów, niż my?
Pozdrowienia :-)