Ciekawa strona o tej terapii antystresowej. Podoba mi się to, że nie obiecuje się Jedynie Absolutnie Słusznej Metody.
Przy tej okazji chciałabym trochę pomarudzić na temat niektórej prymitywnej literatury motywacyjnej czy o zarządzaniu czasem, czasem nawet pofarbowanej na kolory mistycyzmu.
W skrócie to wygląda tak, że mam sobie wyobrazić SWOJĄ furę pod MOIM pałacem z basenem, SIEBIE pod palmami i tak dalej. Potem, to tylko realizowanie tegoż prostego celu. Skutkiem jest nie tylko bieganina za pieniędzmi kosztem zdrowia i rodziny, ale też i paraliżujący lęk przed utratą tych już osiągniętych "celów", często na kredyt bankowy. Bo nagle się okaże, że "przyjaciele" odwiedzający pałac nie będą chcieli poznawać pod śmietnikiem.
Szef nie chce być podwładnym, mimo, że by mu to na zdrowie wyszło. Urzędnik nie chce sprzątać w biurze, bo to degradacja.
Prymitywne zarządzanie czasem polega na wzięciu terminarza, maksymalne wypełnienie wszystkich rubryk i wykonywanie zapisków, czyli planów. Czasami pojawia się rada, aby wzorem Montgomery'ego(?) podzielić sprawy na ważne, pilne, nieważne, niepilne w różnych konfiguracjach. Rzeczy nieważne i niepilne lądują w śmietniku. Jak staną się ważne i pilne, to same wrócą.
Po osiągnięciu mistrzostwa planowania, jeżeli z błyskiem przerażenia w oczach będzie się biegało między zarezerwowanymi terminami, masażami relaksującymi, saunami, aerobikami i innymi metodami na formalnie zdrowy styl życia, to gdzie tu jest chwila na oddech i rzeczywisty odpoczynek?
Potem przychodzą adaptogeny i dopalacze. Chodzi o utrzymanie się na wysokich obrotach, a nie o wyciszenie. Ważna jest koncentracja, efektywność a na koniec oczywiście SUKCES.
Kolejnym problemem jest to, że obecnie ośmiogodzinny dzień pracy pięć dni w tygodniu to jest bajka dla grzecznych dzieci. Czasem zdarza to się w środowiskach robotniczych. Nauczyciele głośno krzyczą, że oni dużo pracują, bo muszą poprawiać klasówki i się dokształcać. Inni tzw. pracownicy umysłowi zabierają pracę do domu. W wersji lżejszej zabierają tylko literaturę służbową do przeczytania, no bo w pracy się pracuje, a nie czyta. Oczywiście, nikt tego nie traktuje jako nadgodziny.
Dzięki temu zaciera się granica między sferą prywatną a służbową. Komórki, laptopy - one nawet nie pozwolą urwać się na urlop.
Syndrom wypalenia i jego skutki to ciąg dalszy - nie chcę w to wchodzić.
Co z tym zrobić? Czy coś można?
Chyba zrewidować swoje cele.
Nie wstydzić się stwierdzenia, że moim celem jest święty spokój, a nie żadna kariera czy inny awans. Owszem, to też zawiera spokojne płacenie rachunków, dlatego o stronę materialną trzeba się zatroszczyć. Jednak, czy rzeczywiście potrzebuję nowego telewizora plazmowego za kilka tysięcy na kredyt?
Pozdrowienia :-)