Na co dzień docierają do nas informacje o traktowaniu pracowników najemnych w krajach unii. Chyba nigdzie nie wypracowano tak skutecznych sposobów na wyżyłowanie pracownika jak w Holandii. Najbogatsi Holendrzy żyją właśnie z tego. Zaczyna się od rekrutacji już w Polsce, a później trzymanie krótko na wędzidle, aby się niewolnik nie zerwał z uwięzi: mieszkanie w zbiorczym lokum za kilkaset euro miesięcznie, haracz za wszystko, od wyposażenia pokoju w jakiś grzejnik czy horendalnej kwoty potrącane za dowóz do pracy po umowy okresowe, bez gwarancji i świadczeń. Nie ma mocnych na ten system i nawet jak się komuś uda wyrwać z zaklętego kręgu, to prędzej czy później trafi na "ścianę". Tak nasze, niczego nie świadome "ćmy" giną w pogoni za iluzoryczną światłością wolności.
Właśnie dotarła do mnie wiadomość o śmierci człowieka w kwiecie wieku, który zaczynał od szklarni, poprzez centra zaopatrzeniowe po kontrakt w biurze. Udało mu się, można by rzec... uskładał na starą ruinę, wziął kredyt na remont i rodzina będzie go spłacała jeszcze ładnych kilkadziesiąt lat, a on? On po prostu zachorował - każdemu może się zdarzyć. Wziął sobie "urlop na podreperowanie zdrowia" trzyletni. Przez te trzy lata cieszył się, że ma zapewniony czas na dojście do siebie, ale jednak nie mógł już w domu wytrzymać... Kiedy tylko nadarzyła się okazja zgłosił gotowość do pracy i ...... następnego dnia otrzymał wypowiedzenie umowy. Tak, z trzymiesięcznym wynagrodzeniem do przodu, ale w takiej sytuacji choroba wróciła ze zdwojoną siłą i zaczęła zwyciężać. Może i pełne szczepienie na Covid dołożyło swój kamyczek - depresja, zakrzepowe zapalenie żył kończyn dolnych, zapalenie płuc po tym wszystkim i... nie wytrzymał psychicznie kiedy urząd pracy odmówił mu zasiłku chorobowego. Heh.. a ćmy lecą lecą i lecą, bo im się uda :-(